Dzisiaj pożegnaliśmy się z Grand Canionem i wyruszyliśmy do ostatniego na naszym planie parku narodowego, a dokładniej rezerwatu Indian Nawaho w którym znajduje się słynna z wielu amerykańskich westernów dolina w stanie Utah.

Zanim jednak rozpoczęliśmy ten etap jeszcze ostatni raz podjechaliśmy pod krawędź kanionu i pożegnaliśmy się z tym niesamowitym miejscem dziękując Bogu za ten czas…

Kolejny raz mogliśmy doświadczyć tego jak bardzo może być zróżnicowany krajobraz na niewielkich odległościach. Przejechaliśmy lasy, Canion, pustynie, czerwoną ziemię i krajobraz księżycowy, a to wszystko na odcinku około 200 mil. Temperatura też zmieniła się z 8’C w nocy w Grand Canion do 38’C.



Do celu dojechaliśmy ok. 19.00 czyli krótko przed zachodem słońca, a na tym nam najbardziej zależało. Mogliśmy oglądać te zjawiskowe formacje skalne w złotych promieniach słonecznych. Niesamowite wrażenie robią olbrzymie skały wyrastające pośród równin pustynnych. Miejsce to nazywa się Monument Valley, czyli dolina monumentów, które wsławiło się poprzez nakręconą niezliczoną ilośc westernów w tym rejonie.






Poniżej zdjęcie zrobione przez Jasia !!!

Nie mogłem też tej ostatniej nocy na pustyni w tym malowniczym miejscu odpuścić zrobienia sesji zdjęciowej. A jak wyszło oceńcie sami…




Następnego dnia umówiliśmy się na wspólny ostatni wschód słońca na pustyni i wczesnym rankiem byliśmy już na nogach. Cudowne było zwiedzanie tej doliny o wschodzie słońca gdzie byliśmy prawie sami, gdyż jeszcze żadne komercyjne wycieczki nie wyruszyły na szlak. Mogliśmy na spokojnie zatrzymać się w każdym miejscu i zachwycić się widokiem w samotności.



Pewnie zastanawiasz się czemu jest taki tytuł w dzisiejszym wpisie…A dlatego 🙂



To miejsce gdzie John Wayne w jednym z westernów siedział na koniu i spoglądał w dal. Nie mogliśmy się powstrzymać by nie powtórzyć sceny. Tylko skąd tu wziąć konia??? Szybko wpadliśmy na ten genialny pomysł by Jasio niczym prawdziwy Cowboy ujarzmił dzikiego mustanga :-)))

Kolejnym punktem były skały o nazwie 3 siostry. Jasio od razu dodał – zakonne. Czyż nie miał racji?

Pokonywaliśmy mile za milą i co zakręt zachwycaliśmy się krajobrazem zastanawiając się czy aby zza jakiejś skały nie wyskoczy Indianin z pióropuszem na głowie 😉





Pod koniec zatrzymaliśmy się na tym malowniczym wzgórzu, żeby podzielić się Słowem Bożym, gdyż zarówno miejsce jak i okoliczności do tego bardzo sprzyjały 😉

Stwierdziliśmy tu wspólnie po modlitwie, która bardzo nas oboje poruszyła i Bóg mocno mówił do naszych serc, że człowiek w naturze czuje się najlepiej. Z dala od zgiełku miasta, pędu, zabiegania, milionów spraw do załatwienia, odebrania setek telefonów…w takich miejscach naprawdę nasuwa sie refleksja o sens i cel naszego życia i całej tej gonitwy, często nie wiadomo po co i na co…

Kiedy już dojeżdżalismy do końca trasy wjeżdżały busami wycieczki jedna za drugą, wiec ucieszeni z chwil spędzonych w tym miejscu bez tłumów udaliśmy sie do namiotu na śniadanko.


