Tego dnia zaplanowaliśmy wypad do pięknego kanionu szczelinowego o nazwie Willis Creek slot canion. Trasa prowadziła początkowo przez Zion dzięki czemu mogliśmy podziwiać te piękne widoki…




Każdy zakręt, każde wzniesienie odkrywało coś nowego i pięknego. Jechaliśmy tez przez dwa tunele , ktore wyglądały jakby zostały wyciosane siekierkami. Nie było w nich ani grama betonu.

Po przejechaniu kilkudziesięciu mil trafiliśmy nieoczekiwanie na Red Canion gdzie można było przejechać przez środek skały i zobaczyć takie śmieszne formacje skalne w niesamowicie czerwonych kolorach. Nie zatrzymywaliśmy się dłużej ponieważ cel był inny, a czekała jeszcze nas podróż w okolice Grand Canionu na nocleg.




Wreszcie po blisko 2,5 h podróży dotarliśmy do Bryce Canion, gdzie znajduje się wspomniany wcześniej kanion szczelinowy.

Myśleliśmy, ze tak jak to było dotychczas podjedziemy autem asfaltem pod samo wejście i pójdziemy na szlak. Nic bardziej mylnego. Droga utwardzona skończyła się na 6 mil przed wejściem a do tego na około padały deszcze powodujące powodzie błyskawiczne. Jednak zaryzykowaliśmy i ruszyliśmy dalej. Po drodze mijaliśmy pasące się krowy, które chciały zajrzeć do auta,

przejeżdżaliśmy spusty dla wody z flash flooding. Wyjeżdżaliśmy szutrową i kamienistą droga pod duże wzniesienia gdzie zastanawialiśmy się czy w połowie nie zatrzymamy auta gdyż nie da rady dalej. Na szczęście nasz Fordzik dał radę i dojechaliśmy na miejsce. Przyglądaliśmy się czarnym chmurom zewsząd nas okalającym i cały czas myśleliśmy pójść czy odpuścić ? Jechaliśmy tu przecież specjalnie 2 h…Asia bardzo oponowała przed wyjściem ja natomiast nie chciałem rezygnować. Niestety gwoździem do trumny był moment kiedy wyszliśmy z auta i zaczęło bardzo głośno grzmieć. Nie mieliśmy wyboru, sam może jeszcze bym spróbował ale z całą rodziną trzeba było odpuścić , gdyż jeśli nawet nie było by powodzi błyskawicznej to jeśli by zaczął padać deszcz to ziemia by tak namokła ze nie wydostali byśmy się tym autem z tamtego miejsca. Do tego wcześniej w każdym parku Rangerzy powtarzają, ze gdy nawet zbierają sie chmury na niebie lub słychać grzmoty to nie wolno wyruszać na szlak, gdyż wiele osób przypłaciło błędna decyzje życie Poniżej zdjęcie miejsca z którego musieliśmy zrezygnować.

Czy było łatwo odpuścić? Kompletnie nie! Gdyby nie gwałtowna reakcja Asi pewnie bym poszedł na szlak!

Czasem tak bywa, że musimy z czegoś zrezygnować dla większego dobra. My często w przeciwieństwie do Boga widzimy tylko mały skrawek naszego życia, natomiast On wie co dla na najlepsze, ale nie zrobi nic wbrew nas. Nie bede się tu zbytnio rozpisywał, a komentarzem nich będzie ten rysunek…

Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło – mówi jedno z przysłowi. Ja bym wolał użyć słów z Biblii „Wszystko mi wolno, lecz nie wszystko przynosi mi korzyść. „
Dzięki temu, że odpuściliśmy, mogliśmy podjechać do jakże pięknego wodospadu, jaskini i skałek. Mieliśmy tu czas na zatrzymanie i modlitwę, gdyż dzieci zajęły się same sobą 🙂

Na miejscu zrobiliśmy wiele ładnych fotek i po jakiejś godzinie ruszyliśmy dalej w kierunku noclegu.
















Po drodze zatrzymaliśmy sie w kolejnej amerykańskiej birgerowni, gdzie spotkaliśmy rasowych. Prawdziwych kowboi!

Wieczorem dotarliśmy na camping nad jeziorem Powell w Parku Narodowym Glen Canion,

gdzie spędziliśmy noc u wrót ósmego cudu świata jakim jest…..o tym dowiecie się w kolejnym wpisie 😉 Dobrego dnia