Dzień zaczęliśmy bardzo wcześnie, gdyż o 7.00 rano jedliśmy już śniadanie. Nie chcieliśmy tracić dnia, bo wiedzieliśmy, że będzie długi i męczący, ale nie mieliśmy pojęcia, że tak cudowny. Spaliśmy w miejscowości oddalonej o 40 minut od Parku Zion, lecz już po przejechaniu zaledwie kilku kilometrów naszym oczom zaczęły ukazywać się piękne czerwone skały. To jednak było nic w porównaniu z tym co nas czekało na trasie.

Zostawiliśmy samochód na campingu w Parku, gdyż dzisiejszą noc właśnie tu będziemy spędzać. Jak się pózniej okazało odwiedziło nas kilku niezapowiedzianych gości… Co to za goście napiszę pózniej.

Po Zion można poruszać się darmowymi busami które dowożą Cie do miejsc skąd wyruszają szlaki. My tego dnia wybraliśmy dwa: The Narrows oraz Emerald pounds.

Ten pierwszy podobno jest jednym z najpiękniejszych w całym USA. I wiecie co…to prawda! Szlak zaczyna się na samym końcu trasy shuttle busa , wiec jechaliśmy tam Ok 20 minut rozglądając się raz to na lewo raz na prawo, podziwiając coraz to piękniejsze formacje skalne.

Kiedy dotarliśmy na miejsce okazało się, że przydały by sie kije do przechodzenia przez rzekę i prawie wszyscy sa w nie zaopatrzeniu oprócz nas 🙂 Jak zwykle bardzo przygotowani jesteśmy…no trudno jakoś musimy sobie poradzić.

Pierwsza cześć szlaku przez około półtora km wiedzie po betonowej ścieżce wiec idzie się bardzo przyjemnie. Po drodze zaczepiają nas wiewiórki które wręcz domagają sie by im coś dać do jedzenia.

W pewnym momencie ścieżka sie kończy i zaczyna sie prawdziwa przygoda, gdyż szlak wiedzie rzeką.

Tu też wiele osób zostawia swe kije dla następnych podróżnych, my rownież skorzystaliśmy i wyposażeni w podpórki ruszyliśmy do przodu.

Woda z początku była lodowata, ale da się przyzwyczaić. Jasio miał mega frajdę z pokonywania kolejnego przesmyku rzeką.


Widoki i formacje skalne sa nieziemsko piękne. Co zakręt to jeszcze piękniej.


Po drodze mijamy wodospadzik,


aż w końcu docieramy do kluczowego miejsca czyli ściany o nazwie Wall Street.


To najbardziej spektakularny odcinek gdy brodząc rzeką o kilku metrach szerokości idziesz wzdłuż dwóch pionowych ścianach o wysokości prawie kilometra!!!



Powiem szczerze, że kilkukrotnie łezka w oku nam się zakręciła w czasie tej trasy, ale w tym miejscu się po prostu popłakaliśmy. Z zachwytu nad pięknem jakie Bóg stworzył i tym jaki jest wspaniały pomagając nam w realizacji marzeń i pragnień, które sam wcześniej złożył w nasze serca!!! W tym miejscu na usta nasuwa mi się rozmowa z pewnego filmu: „-God is good? Always! Always? God is good!”




Niech najlepszym komentarzem będą zdjęcia z tej trasy.

Ps. Był tylko jeden minus. Jak Ci się zachciało siku to przekichane, bo toalet brak, z dwóch stron skały więc nie ma jak się skryć a ciągły chlupot wody w żadnym stopniu nie pomaga. Śmieszny widok kiedy co druga osoba wpada pędem na parking w drodze powrotnej i biegnie prosto do toi-toia :-))) Jednymi z tych osób byliśmy my 😉

Następnie udaliśmy się na przekąskę, gdzie na zielonej trawce zajadając się kanapkami i chipsami odpoczywaliśmy przed drugim szlakiem dochodząc do siebie po tym co widzieliśmy…

Kolejny szlak był nieco krótszy i łatwiejszy. Prowadził do trzech jeziorek o szmaragdowym kolorze z czego obecnie były tylko dwa gdyż tutaj też jest dosyć sucho i rzadko pada deszcze ostatnio.



Przechodziliśmy pod małym wodospadem, który w czasie obfitych opadów musi być imponujący.


Cześć trasy się zarwała gdyż spadł jakiś głaz i obejście zostało zrobione poprzez wykucie kamiennych schodków pionowo w górę.

Widoki na trasie były rownież imponujące! Po drodze spotykaliśmy też różne zwierzaki, które już przyzwyczaiły się do turystów i wcale się nie boją.






Na camping dotarliśmy około godziny 18.00 Widok był bajeczny i już nie mogłem sie doczekać na nocne zdjęcia.


Niestety naszły po zmroku chmury i niewiele udało mi sie sfotografować. W zamian za to mieliśmy gości w obozie, o których wcześniej pisałem, a były to Sarny, jeleń i jaszczur! Ta pierwsza była tak nachalna, że sama obsłużyła się z samochodu sąsiadów :-)))


Wieczorkiem posiedzieliśmy przy ognisku, wspólnie grając w Ligretto i rozmawiając o tym co widzieliśmy.

Jutro ruszamy dalej…ciekawe co jeszcze dla nas Bóg przygotował podczas tej podróży?!?

