47,6 ‚C – jak w piekarniku

Obiecaliśmy wczoraj napisać jak minął pobyt na pustyni. Powiem tak… bardzo ubogacające doświadczenie 🙂 Miejsce samo w sobie piękne – u stóp Grand canionu.

Kiedy się tylko rozstawiliśmy, zjedliśmy kolację i umyliśmy nastała już noc i postanowiliśmy pooglądać gwiazdy. Niebo było wspaniałe, lecz szybko ta idylla się skończyła, gdy Asia na chwilę zapaliła latarkę i przed sobą ujrzała wędrującego w naszą stronę skorpiona. Wszyscy wystrzelili jak z procy i resztę wieczoru spędziliśmy oglądając niebo z namiotu. Nie zakładaliśmy tropiku z racji wysokiej temperatury, więc zasypialiśmy z widokiem gwiazd nad sobą, a było na co popatrzeć…

A taki widok ukazał się naszym oczom rozchylając wejście do namiotu po przebudzeniu…

Poranek był pełen emocji, gdyż okazało się, że w nocy pod namiot weszły różne robaki oraz skorpiony, a w samochodzie zadomowił się pająk. Musieliśmy stoczyć nierówną walkę, ale tym razem wynik zdarzenia Pustynia vs. My = 0:1 Pierwszy raz widzieliśmy również grzechotnika…

Szczęśliwi, że wyszliśmy zwycięsko ruszyliśmy przez piękne tereny West Grand Canion w kierunku miasteczka Kingman.

Miasteczko samo w sobie bez szału i szybko ruszyliśmy dalej. Dostaliśmy alert o nadchodzącej powodzi błyskawicznej a z racji tego, że jechaliśmy przez tereny zalewowe, musieliśmy się sprężać.

Przed nami był podobno najpiękniejszy odcinek drogi 66 i rzeczywiście tak było. Zachwycaliśmy się całą drogę do kolejnego miasteczka. Szlak wiódł centralnie przez przełęcz Sitgraves pass, a w najwyższym punkcie znajdowała się na wysokości około 1200 m.n.p.m. Było tam piekelnie gorąco i to słowo nie jest użyte przypadkiem. 118 ‚ F czyli 47, 8 ‚C taką najwyższą temperaturę pokazał nam termometr w samochodzie. Nie wiem jak tu ludzie żyli kiedyś bez klimatyzacji 🙂 Droga była wąska, nad krawędzią przepaści, pełna serpentyn i zakrętów o 180 ‚ , a co jakiś czas widzieliśmy stojące Krzyże i wraki aut informujące o śmierci osób podróżujących tędy, na szczęście widoki rekompensowały wszystko.

Po około godzinie jazdy i dziesiątkach zatrzymań by podziwiać widoki i pstrykać zdjęcia, dojechaliśmy do słynnego z osiołków górniczego opuszczonego miasta Oatman rodem z dzikiego zachodu. Skąd się wzięły tutaj osły? Wykorzystywane były jako zwierzęta pociągowe, a kiedy ludzie odeszli to zwierzęta zostały i są teraz główną atrakcją miasta. Można je nakarmić i pogłaskać, a kiedy podjedziesz z otwartą szybą to wsadzą Ci łeb do auta 🙂

Miasteczko Oatman obecnie jak wiele miast na Drodze 66 stało się ghost town. Poza komercyjnymi sklepikami i pokazami nic tam się nie dzieje poza sezonem.

Następnie udaliśmy się w stronę pustyni Mohave. Po kilkudziesięciu minutach dotarliśmy do rzeki Kolorado, która jest granicą stanu California. To ostatni stan na naszej trasie Drogi 66.

Zaraza za rzeką Droga 66 po raz kolejny się urywa i trzeba jechać przez długi czas międzystanową 40.

Niesamowite jest to, że zaraz po wjechaniu do Californii pojawiają się palmy, których jeszcze parę kilometrów wcześniej nie widzieliśmy.

Dodatkową ciekawostką, jest to, że California ma swoją kontrolę graniczną i nie pozwala wwozić żadnych warzyw, owoców i nasion. W rzeczywistości wygląda to tak, że trzeba zwolnić na bramkach i nawet Cię nie pytają o nic.

Pędziliśmy autostradą kilkadziesiąt mil, aż dotarliśmy do pustyni Mohave. Niesamowity widok, równióteńkiej powierzchni pomiędzy masywami górskimi wyrastającymi z piasku.

Każdy krajobraz ma w sobie coś wyjątkowego i każdy zachwyca na swój sposób.

Mkneliśmy w stronę słynnej z różnych filmów restauracji i stacji beznzynowej ROY’S, która wyrastała na pustyni i długo długo nic przed nią i długo długo nic za nią 🙂

Cena benzyny x3 dla zdesperowanych czyli 7.99 $ za galon. Mieliśmy pomysł tutaj spać na dziko, ale po wyjściu z auta szybko musieliśmy zweryfikować swoje plany. Okazało się, że to miejsce jest piekielnie gorąco i nie przypadkowo użyłem tego słowa. Na dworzu o godzinie 19.00 tuż przed zachodem słońca było 42,7 ‚C i wiał mega gorący wiatr. Jeśli chcesz poznać co to za uczucie to nastaw piekarnik na termoobieg rozgrzej do około 100 ‚C i wsadź do środka głowę 🙂 Tak właśnie się czuliśmy

Stwierdziliśmy, że nadrobimy trochę trasy o pojedziemy jeszcze 100 mil w kierunku L.A. i na noc zostaniemy w Motelu w Barstow. Tak też zrobiliśmy, po drodze mijając bardzo ubogie tereny, jak się okazało następnego dnia, nie jedyne w Californii….

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s