Spotkanie z Rangerem

Niestety nadszedł czas pożegnania. Mimo, że byliśmy zaledwie dwa dni u Michała i Karoliny to poczuliśmy się jakbyśmy się znali od lat. To był naprawdę wyjątkowy czas… Ciekawe, że są tacy ludzie z którymi chętnie spędzasz wspólny czas, mimo że praktycznie się nie znacie, a są też tacy, wśród których przebywanie jest bardzo męczące. Nasi gospodarze zdecydowanie należą do pierwszej grupy. Mimo, że kompletnie nas nie znali odstąpili nam swoją sypialnie i jeden pokój dzieci. Na myśl mi przychodzą dwie sentencje: staropolskie „Gość w dom Bóg w dom” oraz „Podróżnych w dom przyjąć”. Myślę, że jako uczniowie Chrystusa dali wspaniałe świadectwo wobec nas…

Od dzisiaj będziemy troszkę mniej pisać, a więcej relacjonować zdjęciami. Prowadzenie bloga jest czasochłonne a dodanie jednego wpisu trwa około 2 godziny, na które nie mamy za bardzo miejsca w naszym planie podróży. Będziemy się dzielić krótkimi przemyśleniami i ciekawymi historiami… 🙂

Mieliśmy około 360 mil do przejechania by wrócić na Drogę 66, więc wiele dzisiaj nie zobaczyliśmy, oprócz miasteczka Harmony, w którym mieszkają Amisze. Centrum wygląda jak z typowych filmów amerykańskich. Doświadczyliśmy tu wiele ciepła od Annette w informacji turystycznej. Tak się zainteresowała naszą podróżą, że poprosiła aby jej przesyłać relacje z podróży. Mówi, że chociaż jest amerykanką to nigdy nie przejechała Drogi 66.

Podjechaliśmy też na farmę amiszów i kupiliśmy trochę warzyw i jajek, a przy okazji pstryknęliśmy kilka fotek znienacka, ponieważ nie lubią za bardzo być fotografowani.

W drodze na nocleg, na kemping odwiedziliśmy pierwszy raz amerykańską, przydrożną, rasową restaurację w miejscowości Waterloo, gdzie zjedliśmy klasyczny obiad: burgery z frytkami i coca colą. 🙂 Był przepyszny i ociekający tłuszczem 😉 Tutaj poczuliśmy prawdziwego ducha ameryki gdzie kucharzem był wielki, wydziarany mężczyzna z bandamą na głowie i warkoczem, rodem z czasów „rock&roll”. Niestety kuchnia Stanów Zjednoczonych nie cieszy się dobrą opinią a potrawy są tuczące, niezdrowe i tłuste. Ciężko znaleźć miejsce gdzie można by zjeść coś zdrowego. Perspektywa jedzenia co dziennie fast-food’ów przez kolejne 6 tygodni nie jest zbyt optymistyczna. Widzimy na ulicach problem z otyłością, wielkimi ludźmi, schorowanymi przez tuszę, jeżdżącymi elektrycznymi wózkami. Osoby chude mają w swoich koszykach w markecie lub porozstawiane na stołach campingowych jedzenie typu organicznego, z ekologicznych upraw. Coraz większa świadomość i dzięki Bogu, przychodząca moda daje szanse uratowania narodu amerykańskiego przed katastrofą żywieniową. Jeśli znacie jakieś organiczne sieciówki restauracji „drive in” lub „drive-thru” dajcie proszę znać w komentarzu, chętnie skorzystamy…

Posileni i napojeni udaliśmy się na kemping. Niestety trochę pobłądziliśmy i dotarliśmy tuż przed zmrokiem, a zamiast w strefie kempingu znaleźliśmy się w strefie dziennego piknikowania w parku stanowym Wildcat Den stanu Iowa, ale o tym dowiedzieliśmy się dopiero rano. Ciężka noc, chyba to za lekko powiedziane… Wokoło brakowało żywej duszy, a co chwila słyszeliśmy jak przebiegają lub nawołują się zwierzaki niedaleko naszego namiotu. Na szczęście z Bożą pomocą dotrwaliśmy do rana i nic nas nie zjadło 😉 Przyjechała natomiast Pani Ranger i z iście amerykańską gościnnością i zrozumieniem naszej pomyłki wytłumaczyła gdzie jest camping. Podjechaliśmy zobaczyć co straciliśmy i kara przyszła szybko. Gdybyśmy przejechali dosłownie 500 metrów mielibyśmy prysznice, toalety, internet i bezpieczną noc :-))))

Następnego dnia udało nam się wreszcie dotrzeć do Drogi 66.

Niestety nie wygląda ona tak jak kiedyś, wiele razy się urywa a asfalt jest popękany, ale w ostatnich latach coraz to bardziej staje się popularna i remontowana. Pierwszym i ostatnim tego dnia miasteczkiem, które odwiedziliśmy, było miasto Pontiac gdzie znajduje się muzeum Route 66, kilka ciekawych murali i auto-dom Boba Wilmoora i jego VW. Bob to człowiek ikona „matki drogi”. Kto oglądał film rysunkowy Auta i zna Ogórka, niech wie, że to on i jego samochód są pierwowzorem bohatera z kreskówki. Bob poświęcił swoje życie żeby odbudować i rozpropagować na nowo podróżowanie kultową drogą. Historia miasteczka i mieszkańców w filmie Auta była autentyczna i tego oświadczyły niejedne miejsca, kiedy to w momencie otwarcia międzystanowej 55′ biegnącej tuż przy drodze 66 zamarły jednej chwili. Nagle tętniące życiem miasteczka stały się puste a brak klientów przełożył się na upadek wielu sklepów i usług. Dzięki zaangażowaniu Boba WiIlmoora na nowo odżyło wiele biznesów a droga 66 stała się chętniej uczęszczana.

Kolejnego dnia znaleźliśmy się w miejscowości Atlanta gdzie prosperowała kiedyś słynna kawiarnia Palms. Po zamarciu drogi 66 został ona zamknięta. Mieszkańcy postanowili zrzucić się na jej remont i otworzyć ją na nowo. Zebrali więc pół miliona dolarów aby własnymi siłami ożywić na nowo kawiarnię. Dzisiaj serwuje ona przepyszne muffinki a w środku panuje atmosfera z lat 30′ ubiegłego wieku. Poruszyła nas ta historia i dała wiele do myślenia. Nasuwały nam się pytania jak często robimy coś dla dobra innych? Jak często potrafimy zebrać się całą rodziną i pomóc komuś bliskiemu kiedy potrzebuje pomocy i jak to jest w naszym otoczeniu? Naszemu wujostwu spalił się kiedyś dom. Mieszkańcy ich miasteczka zbierali fundusze i składali ofiarę w kościele na pokrycie kosztów odbudowy, ponieważ odszkodowanie z ubezpieczalni było zbyt małe. Pomoc bezinteresowna, dająca życie i poczucie, że nie jesteś sam. Taka pomoc to niesienie nadziei, że wszystko będzie dobrze. Mijając na jednym z osiedli amerykańskiego miasteczka pewien dom, zauważyliśmy na trawniku wbity biały znak z czerwonym napisem „Everything will be ok!”. Wyjeżdżając rano z domu do pracy będąc w okropnych humorze chciałabym zobaczyć takie przesłanie od mojego sąsiada. Moje małe dobre słowo może uratować komuś humor, poranek, dzień a nawet życie. Jeżdżąc drogami po Stanach widzimy wiele billboardów z hasłami typu: „Jesus saves” . Oba hasła mówią o tym samy. Miłość zbawia i daje życie…

„Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący.”

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s